Skoro piszę już o castingach, to tak właśnie wygląda "kompozytka", czyli kartka będąca rodzajem dokumentu, którą modelka przynosi na każdy casting. |
Kolejny tydzień za nami. Ostatnio czas mija tak szybko, że nawet nie zauważam kiedy zaczyna się weekend. Studia, castingi, sesje - czasami wydaje mi się, że jest tego za dużo i czuję się jakby całe moje życie było tylko snem.
Środa minęła pod znakiem castingów. O 7:25 wsiadłam w pociąg do Warszawy i wyruszyłam w podróż - słuchając Misty mountains cold nastroiłam się bardzo pozytywnie do czekającego mnie dnia. Moim pierwszym celem było dotarcie na 11:00 na casting do pokazu Roberta Kupisza, który miał odbyć się na Mokotowie. W związku z tym, po wyjściu z pociągu od razu udałam się na tramwaj. Gdy znalazłam właściwy przystanek, zobaczyłam dwie dziewczyny. To zabawne jak łatwo rozpoznać modelki. Wystarczy zobaczyć tylko tyle: chude, wysokie, z dużymi torbami lub plecakami, najczęściej przemieszczające się w parach lub większymi grupami. Kiedy spotkałam je ponownie na Mokotowie wiedziałam już na pewno, że zmierzamy w to samo miejsce.
Casting zaczął się przed ustaloną godziną (co zdarza się dosyć rzadko) i minął błyskawicznie. Zazwyczaj wygląda to w ten sposób, że zaprasza się do sali pięcioosobowe grupy dziewcząt i po kolei każda musi pokazać "jak chodzi" - tym razem zamiast w tradycyjnych szpilkach, musiałyśmy pokazać się w trampkach. Każdy normalny człowiek mógłby to uznać za ułatwienie, ale uwierzcie mi - chodzenie po wybiegu wygląda zupełnie inaczej niż chodzenie po ulicy i właśnie na wybiegu to trampki są koszmarnie trudne do opanowania. Wiem już, że poszło mi źle i ten pokaz raczej mnie ominie. W mojej grupie, oprócz mnie były cztery piękne dziewczyny z mojej agencji - Magda, Basia, Małgosia i Justyna.
Do następnego castingu trzeba było poczekać aż do godziny 15:00 i, na szczęście, nie musiałam spędzać sama tych czterech długich godzin. Basia pojechała do siedziby agencji, a reszta naszej grupy razem z Martyną z D'Vision, udała się w kierunku Centrum. Po przejażdżce metrem (którym udało nam się przejechać trzy przystanki w złą stronę) trafiłyśmy wreszcie tam gdzie chciałyśmy. Czas spędziłyśmy na rozmowie - z uwagi na fakt, że Justyna jest w New Age już od siedmiu lat i zleciała naprawdę dużo świata, miała wiele do przekazania. Dzięki niej wiem mniej więcej co chcę dalej robić, a moje cele zwróciły się w kierunku Azji, mimo że kiedyś tak bardzo marzyłam o Paryżu.
Po 14:00 na Plac Dąbrowskiego zaczęły schodzić się inne modelki - casting do pokazu Łukasza Jemioła miał odbyć się tam w salonie Space Design. Pojawiło się na nim naprawdę dużo dziewczyn. Modelki oceniała, tak jak i na poprzednim castingu, Pani Kasia Sokołowska, większości znana jako jurorka Top Model. Casting wyglądał dokładnie tak samo, z tym wyjątkiem, że powróciłyśmy do tradycyjnych szpilek. W tym przypadku również wiem, że się nie dostanę - okazuje się, że nadal mam za dużo ciała na takie zabawy.
Około 15:30 byłam już w drodze na Centralny, a o 16:20 jechałam już do Łodzi, gdzie czekał na mnie Maks z kanapkami i wodą. Wydarzenia tego dnia zainspirowały mnie do bardziej restrykcyjnego odchudzania i mam nadzieję, że następnym razem jak trafię na casting, uda mi się wreszcie przejść dalej.
Życzcie mi powodzenia.
A na koniec mam jeszcze małą prośbę - gdybyście mogli przekazywać mojego bloga (tudzież sam fanpage) dalej na facebooku, byłabym niezmiernie wdzięczna. Łatwiej byłoby mi pisać bardziej regularnie gdybym miała większą ilość czytelników :))
Primo - "Misty mountains cold" słuchałaś całą drogę z Łodzi do Warszawy?
OdpowiedzUsuńSecundo - Gdy ponownie będziesz prosiła mnie abym zjadł galartkę w czekolanie, żebyś nie miała wyrzutów sumienia, że jesz sama... odmówię. ;)
Capt.
Rozumiem, że to tak w ramach dbania o moją sylwetkę, dziękuję :p Tak właściwie to prawie całą drogę do Warszawy - na zmianę z kilkoma innymi utworami z Hobbita i Władcy Pierścieni. Jak już się uprę na jakiś utwór, słucham dopóki mi się nie znudzi (Misty mountains cold jeszcze mi się nie znudziło - właśnie słucham).
Usuń