Hey, I just met you...


Zawsze obiecuję sobie, że będę pisać regularnie, a jednak znowu zniknęłam na prawie (ponad?) dwa miesiące. Czas mijał mi zdecydowanie zbyt szybko, a biorąc pod uwagę jak niesamowicie dużo pracy mam teraz, pewnie nadal będzie. Niestety, o tym czemu jestem tak zapracowana na razie nie mogę mówić, ale nie jest to związane z modelingiem. Powiem jedynie tyle, że z powodu mojego nowego zajęcia zastanawiam się nad rezygnacją z wszystkich innych (oprócz studiów oczywiście). Uszczęśliwia mnie ono w zupełności i nie jest tak niesamowicie stresujące jak choćby modeling.

Jeszcze kilka miesięcy temu byłam pewna, że w wakacje wyjadę do Azji. Zostałam jednak w Polsce i chyba nie mam już sił na to by przystosowywać swoje życie do planów, które mogą wcale nie dojść do skutku. Cieszę się jednak, że jest jak jest. Otworzyłam się na myśl, że być może nie nadaję się do tej pracy tak bardzo jak kiedyś mi się wydawało. Lubię mieć wszystko poukładane, lubię po pracy wracać do domu i lubię żyć relatywnie spokojnie. Teraz nawet nie myślę o tym by wyjeżdżać gdzieś daleko...

...No chyba, że do Australii, a dokładniej - do Brisbane. Czemu akurat tam? Odpowiedzią na to pytanie jest ostatnia sobota. Sięgnijmy pamięcią do wydarzeń tamtego dnia [och, jak książkowo]. Obiecuję, że opiszę wszystko jak najkrócej potrafię, ale niestety w moim przypadku zazwyczaj wcale nie oznacza to "krótko".

O godzinie 13:10 wsiadłam do pociągu relacji Łódź-Warszawa. Ciężko było mi wytłumaczyć rodzinie czemu właściwie tam jadę. Bo lubię jakąś tam markę zza oceanu? Osoby, które mnie znają mogą zauważyć, że rzeczywiście mam tendencję do przywiązywania się do metek, ale w tym przypadku przywiązana jestem nie tyle do samej marki, ale także do społeczności, która za tą marką stoi. Niektórzy już wiedzą o co chodzi, niektórzy nie, dlatego dla tych drugich polecam google i hasło blackmilkclothing. Społeczność sharkies, bo tak przez twórców nazwane zostały klientki tego sklepu, tworzą swojego rodzaju subkulturę, którą ciężko opisać dopóki nie kupi się swojej pierwszej pary legginsów. 

Po 15:00 wyszłam z pociągu i popędziłam w kierunku autobusu, który miał mnie zawieźć na Stare Miasto. Kiedy dotarłam już na miejsce spotkania, zobaczyłam tłum pięknych dziewczyn. Z uwagi na specyficzny dobór ubrań, ciężko byłoby je przeoczyć. Pozostało teraz już tylko poczekać na gwiazdę tego popołudnia - brand managera Black Milk. Cameron okazał się niesamowicie sympatycznym człowiekiem i biorąc pod uwagę, że wiele razy słyszałam, że to cecha Australijczyków, mam nadzieję któregoś dnia poznać ich więcej. Polska była ostatnim przystankiem na blackmilkowej trasie po Europie, więc był to wieczór na swój sposób wyjątkowy, a już z pewnością właśnie taki był dla mnie - tyle pięknych kobiet w pięknych ciuchach w jednym miejscu nie zdarza się zbyt często. Najpierw grupowe zdjęcia, później pub Pod Zegarem (świetne miejsce - muszę tam kiedyś wrócić) oraz alkohol, jedzenie i prezenty. Nie spodziewałam się większości z tych rzeczy. Byłam przygotowana na miłe popołudnie w miłym towarzystwie, a okazało się hmm... Dużo lepsze niż "miłe". 



Ta sobota wniosła do mojego życia dużo wartościowych wspomnień i samo zapoznanie się z dziewczynami, mimo całej mojej fobii społecznej, uważam za jedno z ważniejszych wydarzeń tych wakacji. Po wszystkich niespodziankach w pubie Pod Zegarem, część z nas się rozeszła, by później znów spotkać się późnym wieczorem w klubie. Nigdy wcześniej nie byłam w klubie. Nie jest to "mój typ rozrywki", ale wygląda na to, że to po prostu zależy od towarzystwa.



Jak miło spędzało mi się czas, bardzo dobrze obrazuje mój plan powrotu do domu - miałam wracać pociągiem o 21:00, później kupiłam bilet na autobus o 23:00, a skończyło się na tym, że wróciłam do Łodzi następnego dnia o 8:00. Żałuję, że Cameron nie mógł być z nami dłużej i mam nadzieję, że w przyszłym roku znów pojawi się w Polsce. To była naprawdę dobra sobota. 

Właśnie zorientowałam się, że w całym tym tekście nie ma jednak odpowiedzi na pytanie Dlaczego Brisbane?, ale myślę, że w tym momencie już nie trudno się domyślić - siedziba Black Milk - nylonowy raj, no i piękna Australia.



A tak jeszcze a propos mojego sobotniego prezentu w postaci Neon Beetlejuice Swimsuit"...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz